Paulinka

Paulinka
W ŻYCIU ISTNIEJĄ BOWIEM RZECZY O KTÓRE WARTO WALCZYĆ DO SAMEGO KOŃCA. P. COELHO

środa, 22 sierpnia 2012

Próbujemy się dogadać

Wrzucam film, który nagrałam wczoraj wieczorem, pierwsze w miarę wyraźne słówka Paulinki, te które umiała mając 15 miesięcy a potem zapomniała...
Zaczynamy się dogadywać z moją małą myszką. To dopiero początki ale wierzę, że im więcej zajęć logopedycznych tym lepiej nam to będzie wychodzić. Dyzartria jest koszmarna ale nie zawładnie małą, dopóki mamy siły to będziemy z nią walczyć.

Dla porównania to jak było niespełna rok temu, takie dźwięki wydawała z siebie Paulinka zamknięta w swoim świecie. Nie reagowała nawet na swoje imię...

I jak jest teraz:

Jakość filmów- jak to z mojego aparatu, tylko przy dziennym świetle coś widać ale tym razem nie o widok chodzi a o gadanie;)

Dostałyśmy dziś nowy program Delacato na najbliższy miesiąc, pani Ewelina zaskoczona postępami małej co oczywiście później przyćmił niemały bunt i jej standardowe wtedy zachowanie jakie dziś pokazała. Pół godziny płaczu, złości i ignorowania moich poleceń. No ale wiadomo, dużo pracy jeszcze przed nami, żeby było w miarę dobrze. U logopedy już było lepiej, pani Marzenka nie mogła uwierzyć jak słyszała chcę, dać, już itp. Rano rehabilitantka powiedziała mi, że Paulinka powiedziała ciocia. Wieczorem powtórzyła na moją prośbę. Aż się boję cieszyć;)
Mała po tym swoim wybryku w Centrum Terapii wieczorem za namową taty przyszła mnie przeprosić trzema buziakami. Widziała, że ją omijam a nie chciałam, żeby widziała moje nerwy. A później posprzątała zabawki, nie bez buntu oczywiście ale zapanowaliśmy nad nim dzięki radom terapeuty;)

Jutro SI a potem chwila oddechu. Może wypad na grzyby w weekend...


wtorek, 21 sierpnia 2012

Wynik badania parazytologicznego

Będąc w Warszawie zrobiliśmy badania kału małej. Wyniki przyszły już do nas, niestety mamy candidę:( Mała ma od dawna ograniczony cukier, nie jada w ogóle słodyczy ale kocha kaszki mleczno-ryżowe i zjada ich 2 porcje dziennie, boję się je odstawić ale chyba czas zaproponować jej coś innego na śniadanie i kolację. Tylko jej wybiórczość w jedzeniu trochę nam utrudnia cały zabieg. Poza tym podczas urlopu próbowałam małej podawać serki co kończyło się biegunkami a po makaronie dodanym do zupki dostawała wysypki i ma szorstkie policzki do tej pory. Dostaliśmy skierowanie do gastroenterologa ze względu na podejrzenie zespołu złego wchłaniania ale bez względu na tą wizytę, po półrocznym zastanawianiu się doszłam do wniosku, że nie ma co czekać i trzeba małej wprowadzić ograniczenia w diecie. Jej ciało samo daje nam sygnały co może a co nie. Zaczynam więc czytać i przygotowuję do zmian w jadłospisie (również swoim, bo też cierpię na problemy jelitowe). W przyszłym tyg powtórzymy badanie moczu, żeby upewnić się czy syrop z żurawiny zakwasił trochę małą. A teraz przygotowujemy się do rozstania z powodu pójścia naszej panny do "przedszkola";) Na razie na 2 godz dziennie i w ciągu 2 tyg mamy dojść do 5 godzin. Uprasza się o trzymanie kciuków coby mama się nie zapłakała;) Bo że nasza wojowniczka sobie poradzi i dostosuje to ja już chyba pewna jestem.

Skan wyniku badania kału: 


Po urlopie

Nasz urlop zaczęliśmy w piątek o 6 rano kiedy to musieliśmy zaspaną Paulinkę nakarmić przed podróżą i z kilkoma torbami udać się na dworzec. Mała była niepocieszona, nie znosi wstawać tak rano bo to zaburza jej rytm dnia więc w pociągu, nie patrząc na nas poszła spać ok 9. W południe dotarliśmy do rodziców a w sobotę rano dwoma samochodami wywieziono nas na wieś, na naszą działkę. Paulinka z zaciekawieniem oglądała wszystko, drzewka, las, spacerowała po drodze wokół działki wreszcie odkryła zrobioną przez dziadka huśtawkę. Doczepiliśmy do niej siedzisko, na razie musi być takie bo jest bezpieczne ale później, pewnie za rok dorobimy drewniane.
Po rozłożeniu basenów okazało się, że mała nie ma wielkiego lęku przed wodą a to, że boi się wanny to zupełnie coś innego.
Na początku bała się wprawdzie zamoczyć pupę ale później szaleństwom nie było końca, nawet jak jej było zimno i szczęka sama drgała to nie chciała wychodzić z wody. 



Oczywiście problemy z zachowaniem małej nie zniknęły w cudowny sposób wraz ze zmianą otoczenia. Moje nerwy były często wystawiane na próbę ale otoczenie koiło je dość szybko. Kiedy mała zasypiała w dzień siadałam na tarasie i słuchałam szumu sosen bądź spacerowałam w lesie. Przy okazji zamarynowałam sobie 10 słoiczków kurek;) Popołudniami razem chlapałyśmy się w basenie ale tylko przez pierwszy tydzień, później było już za zimno a Paulinka z racji kiepskich wyników moczu zagrożona była zapaleniem dróg moczowych więc musiałyśmy sobie odpuścić. Na szczęście smakował jej syrop z żurawiny, no ale czemu się dziwić, mała przyjmuje leki bez mrugnięcia okiem, przyzwyczajona od urodzenia.


Tatuś codziennie chodził na ryby, kilka udało się złapać i przywieść dla babci. Czas nam szybko minął. 15 sierpnia wróciliśmy do Sulejówka ponieważ pogoda się całkiem popsuła ale zaplanowaliśmy sobie w sobotę przed odjazdem wypad do Zoo. Przy okazji podrzuciliśmy kupkę do badania do laboratorium w Warszawie. W Zoo było gorzej niż myślałam, Paulinka większości zwierząt nie dostrzegała bądź ją nudziły, chyba, że podchodziły blisko, wtedy na chwilę się zainteresowała. Przeszło mi przez myśl, że może nie widzi tego co jest dalej, w każdym razie wizytę u okulisty w najbliższym czasie musimy zaliczyć. 


Zwierzątka, które były duże podobały się małej dopóki nie czuła nieprzyjemnych zapachów. Wtedy robiło się nie fajnie, mała pluła i chciała żeby ją szybko zabrać w inne miejsce. Najfajniejsze były słonie, trochę pooglądała rybki, goryla który wariował przy szybie pełnej gapiów...
Zdjęcie na koniku robiliśmy ekspresem, widać po minie Paulinki jak bardzo przeszkadzał jej zapach.
Mimo to pewnie będziemy powtarzać takie wypady jak tylko będziemy w Warszawie.









Największą niespodzianką dla mnie było to, że znów usłyszałam mama:) Po tygodniu pobytu na działce odwiedziła nas chrzestna Paulinki, moja siostra Ania z córcią, mężem i swoją mamą. Dla Paulinki to był szok, tyle ludzi się kręciło wokół (babcia z dziadkiem też byli), ze nawet nie mogła w dzień zasnąć. W nocy mówiła przez sen, przeżywała wszystko, zwłaszcza, że moja siostra przywiozła za sobą pieska;). Po wyjeździe gości na drugi dzień usłyszeliśmy z Jackiem mamatata powtarzane przez małą na okrągło, później matata itp. W końcu samo mama. Nie jest to skierowane konkretnie do mnie ale widzę, że Paulinka mówi mama i odwraca głowę w moją stronę czekając na reakcję. Póki co to słówko nie zniknęło:) Pojawiły się także kolejne (wcześniej zapomniane): już, chcę, dać. Poza tym mała próbuje mówić kot ale wychodzi jej kok, nauczyła się mówić sie (zamiast sio) i łączy to z gestem odganiając muchy czy komary a także na swój sposób pokazuje "nie ma" odginając rączki do tyłu. Komunikacja między nami stała się łatwiejsza ale nie idealna. Nadal nie wiemy kiedy Paulinka jest głodna, ma mokro, coś ją boli. Na wszystko reaguje krzykiem, płaczem, często rzuca się w łóżeczku lub na podłodze. Ale te maleńkie kroczki znów nam dały nadzieję, że może teraz tak szybko nie zapomni, że będzie szła do przodu a cofnięć będzie coraz mniej. Mimo wszystko urlop uważam za udany, a że mama cierpi na bóle kręgosłupa to już inna bajka. Tym zajmiemy się wtedy jak mała przyzwyczai się do pobytu w ośrodku. Początek za niecałe 2 tygodnie.