Paulinka

Paulinka
W ŻYCIU ISTNIEJĄ BOWIEM RZECZY O KTÓRE WARTO WALCZYĆ DO SAMEGO KOŃCA. P. COELHO

wtorek, 24 września 2013

Przedszkolak pełną gębą

Od 2 września niunia chodzi do przedszkola specjalnego dla dzieci z autyzmem i zaburzeniami pokrewnymi. Wczoraj odbyło się oficjalne otwarcie wraz z przecięciam wstęgi przez Prezydenta Miasta Częstochowy, była pani z Kuratorium Oświaty w Katowicach, osoby ściśle związane ze szkołą, wspierające działania na rzecz osób z autyzmem w naszym mieście. Nagle poproszono o krótki recital jedną z mam autystycznego chłopca, ucznia naszej szkoły... Polały się łzy, wszystkie mamy patrząc na prezentację zdjęć Bogusza i jednocześnie słuchając słów piosenki śpiewanej przez jego mamę Martę nie mogły powstrzymać emocji. To tak jakby każda z nas po kolei wyrzucała z siebie te głęboko skrywane uczucia i pytania: jak kochać nie słysząc w odpowiedzi "kocham Cię mamo"... TUTAJ  kilka słów o artystce i projekcie, który się rozwija, mam nadzieję, że przybliży ludziom pojęcie autyzmu, tego czym jest walka o każde spojrzenie, dotyk, słowo wypowiedziane z sensem. 



Udało mi się nagrać mimo drżenia rąk i tych łez których nie sposób było powstrzymać...





Po części oficjalnej dzieci zatańczyły wraz z wychowawcami grup a później wszyscy zajadali się tortem, który wykonała jedna z mam. Paulinka wręczała prezent Panu Prezydentowi ze swoim rozbrajającym uśmiechem na twarzy;) Na koniec już w jednej z sal udało się jakoś usadzić dzieciaki i zrobić pamiątkowe fotki razem z trzema wychowawcami poszczególnych grup.




Przedszkolaki czeka jeszcze pasowanie, prawdopodobnie za miesiąc.
Dla Paulinki był to jeden z wielu występów, nie zrobiła na niej wrażenia duża sala i ludzie. Teraz widzę jak wiele dał jej roczny pobyt w Centrum i te wszystkie imprezy, w których brała udział, paraolimpiady, wyjścia do teatru czy Filcharmonii Częstochowskiej. Wiele dzieci płakało, były przestraszone, dla nich był to "pierwszy raz", pełny emocji także dla ich mam. Dlatego uważam, że ważna jest integracja dzieci niepełnosprawnych ze zdrowymi i obcowanie z kulturą i sztuką. Nie wierzę, że nic im to nie daje, sama terapia to połowa sukcesu. Dla nas "uspołecznianiem" jest zwykła jazda autobusem i moje wykłady na temat wolnego miejsca w autobusie, zachowania się w tym autobusie... Była sytuacja, ąe wsiadłyśmy do zatłoczonego auta i musiałyśmy przejechać 3 przystanki na stojąco. Najpierw był płacz a gdy ktoś chciał nam ustąpić miejsca odmówiłam, wytłumaczyłam niuni, że zaraz ktoś wysiądzie i zwolni miejsce i tak było. To była nauka dla niej, że nie zawsze może mieć to czego chce, tak jak nie zawsze może usiąść na ulubionym miejscu a takie też w autobusie ma;)

Jak napisałam w poprzednim wpisie nie mam czasu:((( 4-5 godzin spędzam jeżdżąc po mieście, godzinę zajmuje nam dojazd do przedszkola, potem kolejną godzinę jadę do domu, mam 2-3 godz na wszystkie domowe zajęcia i gotowanie obiadu po czym znów jadę tę trasę aby małą zabrać i przewieść na zajęcia terapeutyczne bądź rehabilitację. Nawet w soboty mamy teraz zajęcia w "Pinokiu" więc wiadomo, padam na twarz i to delikatnie mówiąc. 
Paulinka jest zadowolona, tam jest wśród dzieci podobnych do niej, w małej 4 osobowej grupie, chodzi na spacerki jak jest pogoda, do tego ma terapię i wczesne wspomaganie rozwoju w jednym miejscu, plus zajęcia grupowe (wszystkie 3 grupy razem).
Nadal jestem dla niej obojętna gdy odchodzi z wychowawcą... Nie pożegna się ze mną, nie obejrzy, jest mi trochę przykro bo czuję się jak osoba transportująca ją z punktu A do punktu B, z B do C i z C do A... Jedyne chwila, ułamek sekundy gdy ją odbieram i biegnie do mnie ale przytula się i w momencie pędzi się ubrać i iść na autobus. Tak jakby to było tak wyuczone i na przymus. Jest mi przykro jak patrzę na inne dzieci, które nie mogą się z mamą rozstać (choć wiem, że i w tę stronę to utrudnienie), jeszcze tego nigdy nie doświadczyłam.
Na temat zachowań wypowiem się w kolejnym wpisie, przy okazji nowości po wizycie u dr rehabilitacji. Mam nadzieję, że jutro mi się uda.





3 komentarze:

  1. Super, że Paulinka ma możliwość chodzenia do takiego przedszkola!
    Szkoda tylko, że macie tak daleko. Wiem, jakie jeżdżenie po mieście z małym dzieckiem bywa uciążliwe i męczące.
    Takie pytanie na marginesie - zabierasz jeszcze wózek, czy Paulinka już sobie radzi bez niego? "Uspołecznianie" w autobusie też przerabialiśmy. Uświadomiłam sobie, jak trudne jest wytłumaczenie dziecku, które nie bardzo rozumie uczucia innych, że ktoś może by zmęczony i chce usiąść.
    Tak myślę o tym, co napisałaś o przyprowadzaniu i odbieraniu Paulinki. U nas jest odwrotnie. Owszem, Adaś bardzo płacze jak go tata zaprowadza do przedszkola, płacze w przedszkolu, ale gdy po niego przychodzę nawet się nie uśmiechnie, nie przytuli, nic nie powie - zupełnie obojętnie idzie ze mną do szatni. Rękę mi podaje dopiero jak schodzimy po schodach.
    Pozytywne jest to, że Paulinka dobrze się czuje w przedszkolu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Marzenko, powitanie trwa kilka sekund, kilka sekund trochę wyuczonych ale jednak jest to radość, czekam na nią kilka godzin. Boli mnie brak pożegnania, to takie bezproblemowe odchodzenie... Idzie z panią a ja wtedy nie istnieję. U Was widzę odwrotnie.
    Nie jeżdżę z wózkiem, bo rzadko trafiam na autobus niskopodłogowy. Rano jedziemy starym do którego ja mam problem wejść, do tego z Paulinką na rękach. Dlatego mam teraz plecak a nie torebkę;) Poza tym Paulinka nauczyła się pięknie chodzić za rękę na spacerkach w przedszkolu, nie wyrywa się, zatrzymuje przed pasami i patrzy czy jedzie auto. Dobrze nam się teraz razem chodzi:)
    Pozdrowienia i duzo siły dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń