Po powrocie z Sulejówka, 7.11 mieliśmy wizytę u neurologopedki w Gliwicach. Wizyta mnie trochę uspokoiła. Pani dr powiedziała, że afazja mowy u Paulinki może być spowodowana tym, że zaczęła chodzić. Wytłumaczyła nam, że mogło dojść do zmian napięcia w mięśniach i stąd problem z mową i jedzeniem. W ciągu 3 miesięcy od nabycia tej umiejętności mała powinna zacząć z powrotem mówić. Ponieważ już w Sulejówku pojawił się ciąg sylabowy baba, byliśmy optymistycznie nastawieni. Gdyby mowa nie wróciła, mamy zrobić małej badanie EEG gdyż może to być afazja napadowa ( w co ja osobiście nie wierzę). We wtorek w końcu zaliczyłyśmy rehabilitację (znaczy Paulinka bo mama ma wtedy godzinę wolną i plotkuje z innymi mamami w ośrodku ) a w środę rano Paulinka wstała z 39 stopniami gorączki. Najpierw spadła troszkę po syropie Nurofen ale później już się nie udało i w południe byliśmy już u pediatry a stamtąd prosto do szpitala. Wrócił dawny strach, wenflon w rączce, kroplówka, antybiotyk, okłady i moje półprzytomne dziecko... Leżałam z nią na łóżku prawie 2 dni, gdy w końcu temperatura zaczęła spadać. Był długi weekend, na posiewy krwi i moczu trzeba było czekać, laryngolog dołożył jeszcze swoją diagnozę o ostrym zapaleniu gardła, ale wciąż nie wiedzieliśmy skąd taka gorączka. W niedzielę małą wysypało i kamień spadł nam z serca, to trzydniówka. W poniedziałek wyszliśmy ze szpitala. W czasie tego pobytu mała miała 3 wenflony, 3 żyły jej pękły, nasiliły się wrażliwość słuchowa i wzrokowa, znów mamy autoagresję i krzyki. Kilka dni tak potrafiło wpłynąć na w miarę ustabilizowaną Paulinkę. Teraz wracamy do normalności. Jutro pierwsze zajęcia z logopedą. Zobaczymy jak sobie poradzi nasza wojowniczka. Na koniec zdjęcie już uśmiechniętej Paulinki ze szpitala.
17.11.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz