Czekaliśmy na wizytę u neurologopedy 2 miesiące i niestety nie mogliśmy pojechać. Paulinka od nocy z poniedziałku na wtorek gorączkowała. Po syropku przechodziło na 4 godz i znów wzrastała ta temperatura. Niby duża nie była ale jednak, pierwszy raz od wyjścia ze szpitala. Już się obawialiśmy infekcji, w końcu dużo osób nas odwiedzało w święta, dzieci było pięcioro. Ale stwierdziliśmy, że to ząbkowanie, bo mała już się śliną dławi, tyle jej produkuje, można by odsysać. Dwie noce z rzędu kładliśmy się po 2. Jak tu dzisiaj wstać o 6 rano? I do tego lekka gorączka u małej, a do Gliwic pociągiem trzeba prawie 3 godziny jechać. Cóż, życie, trzeba wybierać mniejsze zło. Zostaliśmy w domu za to w południe, kiedy mała była w formie pojechaliśmy na rehabilitację. Ciocia Monika zachwycona, bo i mostki widziała, i ładny podpór przy podciąganiu do siadu i jeszcze pozycja do raczkowania, prawie idealna. Pełna optymizmu zaleciła oczywiście pracę nad rączkami i utrzymanie nóżek w tej samej kondycji co teraz. Bo nie jest źle, jest całkiem przyzwoicie. Martwi mnie tylko wrażliwość dłoni u Paulinki. Kolczastą piłeczkę zaraz wypuszcza z rączek, nie lubi, kiedy kładziemy jej rękę na dłoni aby rozprostować paluszki i przycisnąć do podłoża. Musimy więc łapki odwrażliwić. A Paulinka mimo tych perypetii gorączkowo-ząbkowych je jak szalona (biorąc pod uwagę jej możliwości), dziś calutki obiadek zjadła, deserki też smakują. Uczymy się teraz pić z kubeczka, bo z butelki nie chce panienka pić nic poza mlekiem. Ale po obiadku musi popijać inaczej zaparcia. Skoro nie butelką, to mama znajdzie inny sposób. Jak zwykle, intuicyjnie. Wielki ukłon dla wujka Darka, on pierwszy podstawił szklankę do buzi Paulinki, a ona zrobiła dzióbka. Jest chęć, więc próbujemy.
05.01.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz